Służba r.9


Rozdział 9

 

Kiedy Severus otworzył oczy, pierwszą rzeczą, jaką zobaczył, była biel. Nie czuł już tego strasznego bólu. Nie mógł się też poruszyć, ale to chyba normalne. Najwyraźniej umarł… i dobrze. Nikt już nie będzie mógł go dręczyć. Pomyślał, że zobaczy Lily.

Poczuł dotyk na swojej ręce. Spróbował się odwrócić. Z trudem udało mu się poruszyć oczami, ale nie głową. Zielone oczy. Oczy Lily.

–         Lily? Czy to jest niebo, Lil? – nie słyszał własnego głosu, ale może w niebie to normalne… a może znalazł się w piekle i diabeł go dręczy wizją Lily? Nie był dobrym człowiekiem… nie był religijnym człowiekiem…

–         Severus – powiedział męski głos. – Żyjesz, jesteś w Świętym Mungu… Nie ruszaj się – uzdrowiciele sądzą, że mogłeś sobie uszkodzić kręgosłup – i nie mów, masz zdarte gardło.

To nie Lily, pomyślał zawiedziony Snape. Jest w szpitalu? Czyżby chcieli znów go wyleczyć i ponownie poczęstować batem? Albo jego własnym zaklęciem – Sectumsemprą? Ale ten mężczyzna wydawał się szczerze zmartwiony…

W polu jego widzenia pojawiła się naraz cała twarz mężczyzny. Syn Lily. Harry Potter. Czyżby przyszedł tu go dręczyć, dopomóc w jego złamaniu? Ledwie ta myśl się uformowała, skojarzył, że Potter jest jego właścicielem. Przypomniało mu się, że słyszał jego rozmowę z panną Granger…

–         Nie – musiał – pan – panie – Potter… – powiedział z wysiłkiem.

Chłopiec-Który-Przeżył podniósł brwi.

–         Nie mam zwyczaju zostawiać cierpiącego człowieka na pastwę losu, Severusie.

–         Nie… – Severusem wstrząsnął nagły atak kaszlu. – Jestem… niewolnikiem…

–         Nieważne. Moja m- Lily by tego nie zrobiła. Ja też nie. Jestem jej synem. – Potter zerknął w stronę drzwi. – Ginny i Teddy czekają na zewnątrz. Czy mam ich wpuścić?

–         P… Pana… decyzja… – Snape próbował patrzeć gdziekolwiek, byle nie na twarz właściciela.

–         Nonsens. – powiedział zdecydowanie młodszy czarodziej. – Powiedz mi, czy mam ich wpuścić?

Niewolnik czuł się złapany w pułapkę. Nie mógł mieć zdania ani podejmować decyzji – ale jego właściciel tego od niego oczekiwał. A jeśli zechce, pan Potter może zrobić gorsze rzeczy… na przykład ujawnić prawdę o nim i o Lily… Zadrżał. Potrząsnął głową.

–         Nie? – powtórzył Potter i wstał ze krzesła, najpewniej, by przekazać informację.

–         Panie Potter!… – Snape rozkaszlał się znowu. – P-P…

Jego frustracja musiała się odbić na jego twarzy, bowiem jego właściciel spytał tylko: „Tak czy nie?”. Na skinienie głową, Potter otworzył drzwi. Ledwie te się uchyliły, do pokoju wbiegł, najszybciej jak umiał, panicz Teddy, wołając:

–         Wujku Harry! Sev OK?

Potter podniósł chłopca, który uczepił się nóg łóżka i zadzierał główkę do góry. Snape dostrzegł, że chłopiec tym razem miał proste czarne włosy do ramion i czarne oczy. Kogoś mu to przypominało… Jego spojrzenie padło na lusterko stojące przy łóżku i wtedy zrozumiał – panicz Teddy naśladował jego wygląd!

–         Cz-czemu – panicz… – wykrztusił zaskoczony.

–         Teddy najchętniej przybiera wygląd tych, których lubi – wyjaśniła Ginny Potter, podchodząc bliżej. – Nie uwierzysz Harry, ile razy pytał o Severusa w ciągu krótkiego pobytu u Andromedy…

–         Nana! Sev! – wtrącił mały Lupin, a Potterowie się roześmieli.

Severus z trudem próbował zrozumieć… panicz Teddy go lubił? Jak panicz mógł lubić niewolnika? Przybierać wygląd niewolnika? Czy to jakiś spisek? Czy Potterowie manipulowali dzieckiem, by wyszło na jaw, jakim nieudolnym jest sługą? Że nie zna swojego miejsca?

Ta myśl sprawiła, że prawie przestał oddychać. Próbował się poruszyć… To łóżko nie było dla niego, musiało dojść do jakiejś pomyłki… Udało mu się przerzucić nogi nad brzegiem…

–         Severus! – zawołała Ginny, podbiegając do niego. – Nie ruszaj się!

Niewolnik poczuł, jak jego strach rośnie, kiedy pani Potter położyła jego nogi z powrotem na łóżku i przykryła kocem. Czy oni chcieli go tu zamknąć? Żeby resztę życia spędził w Św. Mungu niczym… niczym ofiary Bellatrix?

Nie mógł się sprzeciwić rozkazowi pani – byłoby to nie do pomyślenia – ale jego palce zacisnęły się na kocu. W każdej chwili mógł go odrzucić na bok i zakończyć tę farsę. Panicz uśmiechnął się do niego, bezpieczny w ramionach ojca chrzestnego.

–         Sev OK? – powtórzyło dziecko.

Potter przeniósł wzrok z małego Lupina na niego i z powrotem. Najwyraźniej nie wiedział, co powiedzieć. Severus przypomniał sobie, że pan Potter nie miał dużo kontaktu z małymi dziećmi. Musiało to być dla niego trudne. Spróbował się uśmiechnąć, kiedy poczuł na sobie spojrzenie właściciela.

–         Uzdrowiciele mówią, że za kilka dni będziesz mógł wrócić do domu… Słyszysz, Teddy? Sev niedługo będzie z nami!

Panicz Teddy klasnął w rączki, a potem uśmiechnął się do pani Potter. Snape zastanowił się przelotnie, czy Lupin wybrał ją na matkę chrzestną dziecka, czy też stała się nią poprzez małżeństwo… Pan Potter złapał za koc, kiedy próbował znów wstać.

–         Czy zawsze byłeś takim trudnym pacjentem? – jego oczy się śmiały – Może chciałbyś, żebyśmy tu zostali?

Niewolnik potrząsnął gwałtownie głową. Jego państwo mieliby zostać w Św. Mungu przez kilka dni tylko z jego powodu?! Znów spróbował wstać. Jego właściciel uśmiechnął się.

–         Mam poszukać jakiejś zabawki, tak, jak to zrobiłem z Teddym? Albo cię uśpić? Chociaż nie, to byłoby trudne…Wiesz może, jakie składniki byłyby mi potrzebne?

Snape rzucił mu urażone spojrzenie, jakby mówiąc: „Za kogo mnie masz? Byłem twoim Mistrzem Eliksirów przez pięć lat!” a potem nagle przypomniał sobie, kto z nim rozmawia. Z jego twarzy odpłynęła krew.

–         Możesz być ze mną szczery. Założę się, że przed chwilą chciałeś powiedzieć, że niczego się nie nauczyłem na twoich lekcjach… – powiedział pan Potter, niemal idealnie naśladując jego głos.

–         Użyłbym… innych… słów, panie Potter – powiedział Severus.

Kącik ust Pottera drgnął.

–         Tak też sądzę. Więc dowiem się, co byłoby mnie… tobie… potrzebne, czy mam zapytać Hermionę?

Nim się zorientował, udzielił odpowiedzi. Ani się obejrzał, a wdał się z Potterem – który zainteresował się eliksirami chyba przy okazji pracy – w dyskusję. Bardzo uprzejmą z jego strony, ale jednak rozmawiał z właścicielem prawie  jak równy z równym. Kiedy przez myśl przemknęło mu, że nie powinien tak się zachowywać, usłyszał chichot dziecka.

–         Dobry Sev! – powiedział panicz Lupin, wskazując na niego palcem.

–         Teddy, kochanie, nie pokazujemy palcem – strofowała go łagodnie pani Potter.

–         Widzę, że Ted ma już dość. Pożegnamy się na razie, a jutro znów cię odwiedzimy – Potter pochylił się nad Severusem.

Cdn.

Dodaj komentarz

Filed under My stories, Polski

Dodaj komentarz