Rozdział 5
Minęło kilka tygodni. Severus zniszczył w tym czasie wszystkie butelki z alkoholem, jakie były w mieszkaniu. Nie życzył sobie powtórki. Musiał nauczyć się kontrolować. Jakiś czas temu rzucił zaklęcie, które miało ją obudzić. Niedługo potem udało mu się znaleźć nową różdżkę, zniszczył więc starą – żeby aurorzy nie mogli go powiązać z tamtym czarem. Tyle, że zaklęcie budzące Lily najwyraźniej działało bardzo powoli albo też z dużym opóźnieniem.
Snape przeglądał właśnie biblioteczkę. Zastanawiał się, które książki zachować, a których się pozbyć – ponieważ są niebezpieczne, stare lub pełne czarnej magii. Wtedy to usłyszał. Najpierw myślał, że śni albo ma halucynacje.
Jej głos. Głos, którego nie słyszał od tylu lat. Zapomniał, jaki on był piękny. Był dla niego najsłodszą muzyką. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego, że Lily krzyczy. Krzyczy jak ktoś śmiertelnie przerażony.
– James! Harry!… Harry!…
Ocknął się z chwilowego bezruchu i pobiegł do jej pokoju. Lily siedziała na łóżku, szukając dłonią różdżki, rozglądając się desperacko na wszystkie strony. Jej oczy rozszerzyły się, kiedy go dostrzegła.
– Gdzie moje dziecko? Gdzie jest mój Harry?
Chłonął wzrokiem jej twarz, oczy, usta, jej rozwiane włosy. Dopiero po chwili dotarło do niego, kogo wołała. Pottera. Oraz swoje dziecko.
– Twój syn jest bezpieczny, Lily – poinformował ją Severus, walcząc z uśmiechem, który chciał pojawić się na jego twarzy.
– Gdzie ja jestem? Gdzie V- Voldemort? – wymówiła imię przyciszonym głosem, jakby się bała.
– Jesteś w moim domu. Jesteś bezpieczna. Voldemorta już nie ma. – Tym razem naprawdę się uśmiechnął.
– Nie ma? – popatrzyła na niego jak na szaleńca.
– Voldemort nie żyje. Twój syn go pokonał.
– To niemożliwe! Przed chwilą on- on – głos Lily się załamał. – James nie żyje…
Mistrz Eliksirów jęknął cicho. Ona przejmowała się Jamesem? Powinna była go powitać, ucieszyć się. Zaraz. Powiedziała „przed chwilą”?
– Jaka jest ostatnia rzecz, którą pamiętasz, Lily?
Kobieta rozpłakała się.
– Voldemort – on każe mi się odsunąć. Chce zabić moje dziecko. Słyuszę, jak rzuca Avada Kedavra…
Severus zaklął.
– To już przeszłość, Lily. Spałaś przez długi czas. Uratowałaś chłopca. Jesteś bezpieczna. Wojna się skończyła.
Lily przycisnęła do siebie mocniej koc i wbiła w niego niedowierzające spojrzenie.
– Czy ja cię znam? Mówisz tak, jakbyśmy się znali…
Snape wciągnął głośno powietrze. Lily go nie poznała! Dopiero po chwili zrozumiał, że ona pamięta go takim, jakim był w Hogwarcie. Miał teraz trzydzieści dziewięć lat, nie siedemnaście…
– To ja, Severus. Po prostu jestem starszy…
Gdy tylko usłyszał, co powiedział, zganił się w myślach. Co za idiotyzm! Tylko przy niej mówił takie głupoty…
– Sev! – Lily odrzuciła koc i przywarła do niego, płacząc histerycznie. Była tak roztrzęsiona, że cała drżała. – Kiedy powiedziałeś- że spałam przez długi czas- myślałam- że nie żyjesz – James nie żyje – wyglądasz – jakby minęło kilka lat.
– Lily, uspokój się. Twój syn żyje. Ty i ja żyjemy. Nic nam nie grozi. Po prostu minęło kilka lat, to wszystko. Przynieść ci Eliksir Spokoju? Przywołałbym go, ale to mugolska okolica…
Kobieta chlipnęła i skinęła głową. Kiedy wrócił do pokoju, Lily układała koc z powrotem na łóżku, ocierając dłonią łzy. Jej ramiona wciąż drżały. Przyjęła eliksir z wdzięcznością.
– Kto się mną zajmował, kiedy spałam? – zapytała już spokojniejszym głosem.
Ja – powiedział Severus.
– To mój pokój? Moje ubrania – podeszła do szafy – Przygotowałeś to co lubię – zerknęła na tacę przy łóżku.
– Wszystko dla ciebie…
– Myślałam, że- że stałeś się jednym z nich.
– Byłem szpiegiem – powiedział krótko.
Kobieta skinęła głową. Snape usiadł obok niej na łóżku i rozkoszował się faktem, że ma ją obok siebie – oddychającą, ruszającą się, rozmawiającą.
– Severus?
– Tak? – uśmiechnął się na dźwięk swojego imienia.
– Dziękuję – zawahała się na chwilę. – Powiesz mi, co się działo przez ten czas, kiedy spałam? Skoro wojna się skończyła… Kto zginął?
Mistrz Eliksirów przez chwilę układał w głowie informacje, które może jej przekazać w całości; te, które powinien zataić częściowo i te, które powinien zataić całkowicie.
– Alice Longbottom i jej mąż są w szpitalu Św. Munga – Bella. Ich synem zajmuje się babka, Augusta jej chyba było? Bellatrix nie żyje, dostała to, na co zasłużyła. Wszyscy Huncwoci są martwi. Black zginął jakiś czas temu z ręki Belli. Lupin zginął pod koniec wojny, razem z żoną. Nie sądzę, byś znała Nimfadorę Tonks, córkę Andromedy. Ich syn jest pod opieką babki. Dorcas od dłuższego czasu nie żyje… śmierciożercy. – Severus przełknął ślinę. – Albus również nie żyje, potężna klątwa. Avery, Mulciber i pozostali są martwi. Lucjusz Malfoy i jego żona, Narcyza Black, pamiętasz? – mają się nie najgorzej. Nie wiem, co się działo z innymi… Mary McDonald, na przykład.
Lily przycisnęła dłonie do skroni i pochyliła głowę.
– Tak wiele się zdarzyło. Nie do wiary. Sev, głowa mnie boli. Mogę wyjść na dwór?
– Spałaś tak długo. Zaraz ci przyniosę coś na ból głowy. Na dwór lepiej nie wychodź. Minęło kilka lat. Mieszkam gdzie indziej, zgubisz się. Poza tym zwróciłabyś uwagę ludzi, pojawiając się znikąd po takim czasie.
Cdn.
———————————————————–
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4