Służba r. 4


Rozdział 4

Kilka dni później Severus obudził się rano w złym humorze. Całą noc nawiedzała go we śnie zjawa rudowłosej kobiety o zielonych oczach pana Pottera. Pamiętał, że ma ona na imię Lily, ale nie wiedział, co go z nią łączyło. Co gorsza, obudził się bardzo podniecony…
Kiedy leżał i próbował się uspokoić, usłyszał głosy. Omal nie wyskoczył ze skóry, zanim przypomniał sobie, że jego pokój przylega do sypialni państwa, która z kolei sąsiaduje z sypialnią panicza Teddy’ego… albo tak mu się wydawało.
– Rozmawiałem z Robardsem… – Snape rozpoznał głos pana Pottera. Czy Robards to był ten auror, o którym wspominała panna Granger? Szybko porzucił tę myśl. Nie lubił myśleć o aurorach ani o przeszłości.
– Co powiedział twój szef? – powiedziała cicho pani Potter.
Snape’owi przemknęło przez myśl, że jego pokój był tak blisko, że mógłby pewnie słyszeć, jak oni się kochają – gdyby nie zaklęcia wyciszające, umieszczone po to, aby nie obudzić małego Lupina.
– Postukał się w głowę, zwyzywał mnie od idiotów, a potem przypomniał sobie, że jestem Chłopcem-Który-Przeżył – jego właściciel roześmiał się gorzko – i zaczął mnie przepraszać.
Łóżko zaskrzypiało – Potter przewrócił się z boku na bok – a Severus próbował sobie wyobrazić wyraz twarzy pani Potter. Prawie mu się udało, tyle że zamiast niej miał przed oczami obraz Molly Weasley… Chwilę zajęło mu skojarzenie, że przecież Molly Weasley to matka pani Potter.
– Dowiedziałeś się czegoś? – zapytała kobieta, którą kiedyś znał jako Ginny Weasley.
– Robards powiedział, że nie mogę go uwolnić – w głosie właściciela Snape usłyszał tłumioną wściekłość i frustrację. – Nie, bo nie i koniec, bo takie jest prawo. Głupie prawo – odgłos kopnięcia.
– Czy… czy twój szef powiedział coś o Malfoyu?
– Draco mieszka z matką we dworze… to jedyne, co pozostało z całej ich fortuny, reszta poszła na odszkodowania. Lucjusz siedzi w Azkabanie – swoją drogą, nadal są tam ci cholerni dementorzy.
– Nadal są? – pani Potter podniosła głos.
– Są. Rozmawiałem z Kingsleyem… tfu, Ministrem… Powiedział, że chce się ich pozbyć, a aurorzy wyrazili zgodę. A, i podobno Narcyza Malfoy prosiła o zgodę na odwiedziny… przekonałem go, żeby się zgodził.
– Nie musiałeś.
– Ale chciałem. Pamiętasz Syriusza? Nikt nie powinien tego przechodzić sam, może poza Bellatrix i Dołohowem.
Severus poczuł frustrację na dźwięk imienia Syriusz, ale mimo najszczerszych chęci nie mógł sobie przypomnieć, czemu tak go nie lubił. Pamiętał doskonale to, co działo się niedawno, nieźle kojarzył zdarzenia z minionego roku, ale dalsze mu umykały. Im dalej wstecz, tym mniej był pewny swoich wspomnień.
– Jak zwykle szlachetny – wyszeptała pani Potter. Snape usłyszał, że pocałowała męża.
– Kingsley powiedział… tfu, Minister… że faktycznie nie mogę go uwolnić. Takie prawo, koniec, kropka, i nawet dla mnie tego nie zmieni, choć jemu też to się nie podoba. – ciche przekleństwo – Stwierdził, że będę zmuszony znosić obecność Snape’a do końca życia, no chyba, że go gdzieś odeślę.
– Pięknie – w głosie pani Potter dał się słyszeć sarkazm.
– Snape nie jest taki zły – powiedział jego właściciel zmęczonym tonem. – To nie ten człowiek, którego znaliśmy… Kingsley powiedział, tfu-
– Daj spokój, większość Zakonu wciąż mówi mu po imieniu.
– Powiedział, że co najwyżej mogę go traktować jak człowieka. Pomóc mu. Cytuję „może za kilka lat będzie taki, jak kiedyś.”
Severus usłyszał stłumione przekleństwo Ginny Potter.
– Hermiona się wściekła, jak jej to powiedziałem. Pamiętasz WESZ? Jej reakcja była dziesięć razy gorsza niż WESZ. – Snape pomyślał, że Potter stracił resztki rozsądku, co mogła mieć wesz do panny Granger? – Obiecała, że się dowie, jak Ministerstwo im pierze mózgi. Jak tylko skończy się zamieszanie ze ślubem, będzie próbowała przepchnąć ustawę kończącą niewolnictwo…
– Życzę jej powodzenia – powiedziała ponuro pani Potter.
Snape odwrócił się do ściany. Nie potrafił zrozumieć oburzenia swojego właściciela i panny Granger. Taki był los przegranych. Z odmętów pamięci napłynęła doń łacińska sentencja Vae victis, biada zwyciężonym. Zastanowił się przez chwilę, skąd ją znał – bo przecież nie z Hogwartu…?
Nie mógł też zrozumieć, jak jego pan mógł choćby rozważać traktowanie go jak człowieka. Nie był człowiekiem – był niewolnikiem. Co miała Granger na myśli, mówiąc o praniu mózgów? Po prostu nauczono go, jak być dobrym niewolnikiem.
Głowa go bolała od tego całego myślenia, zmusił się więc do zapadnięcia w sen.


Kiedy Snape obudził się po raz drugi, wstał i zszedł do kuchni, by przenieść przygotowane przez państwa talerze na stół jadalny. Zamarł w miejscu, gdy ujrzał cztery krzesła przy stole zamiast trzech. Jedno dla pana Pottera, drugie dla pani Potter, trzecie – wysokie krzesełko – dla panicza Teddy’ego. Dla kogo było czwarte…?
Wziął swój talerz i ukląkł na podłodze, tak, jak go nauczono. Zabierał się do jedzenia, kiedy poczuł na ramieniu dłoń. Odwrócił głowę i prawie natychmiast opuścił wzrok – to jego właściciel. Czy chciał mu zabronić jedzenia? Miał do tego prawo…
– Severus… to jest twoje krzesło. Od dzisiaj będziesz jadł z nami przy stole.
Severus zamarł. Jeść przy jednym stole z właścicielem i jego rodziną? To nie do pomyślenia dla niewolnika.
– Jest pan moim właścicielem, panie Potter – powiedział powoli.
– Wiem. A ja chcę, żebyś jadł z nami przy stole, jak człowiek.
Snape przełknął ślinę i przeniósł wzrok ze swojego talerza na krzesło, które według Pottera miało być dla niego, i z powrotem.
– Nie rzucam słów na wiatr – powiedział jego właściciel z naciskiem, a Snape zastanowił się, czy zaraz będzie ukarany. – To był rozkaz – dodał Potter, widząc jego niezdecydowanie.
Severus powoli ruszył w stronę krzesła, patrząc cały czas na sylwetkę swojego właściciela, jakby chcąc się upewnić, że to nie jest złośliwy żart. Zupełnie jak jego ojciec – przemknęło mu przez myśl. Potter obserwował każdy jego ruch aż do momentu, kiedy zajął wyznaczone miejsce.
Kiedy przy stole usiadła panna Weasley… pani Potter… i syn Lupina, Snape podniósł się, by nakarmić chłopca. Kobieta gestem nakazała mu usiąść, a potem sama zajęła się śniadaniem dziecka.
Severus jadł powoli, jakby się spodziewając, że jego właściciele w każdej chwili mogą zmienić zdanie. Kiedy skończył, żona Pottera obdarowała go małym uśmiechem, podobnie jak małego Lupina, i zaproponowała, że weźmie udział w ich zabawie.
Potter przyglądał się, jak jego chrześniak goni znicza, aż do ostatniej chwili. Założył szaty aurora – Snape’a przeszedł dreszcz – pożegnał żonę i chłopca pocałunkami, a następnie deportował się.
Severus został po raz pierwszy sam z panią Potter i paniczem Lupinem… Był mocno zdenerwowany – pamiętał, jak zareagowała ona na wiadomość, że jej mąż kupił niewolnika. Czy teraz zechce się go pozbyć? Przecież mogła z nim zrobić wszystko.
– P – S… Severusie… – żona Pottera najwyraźniej nie wiedziała, jak się do niego zwracać – czy jest coś innego, czym mógłbyś się zajmować?
– Moim obowiązkiem jest wykonywać polecenia właściciela.
– Wiem! – kobieta potrząsnęła głową z frustracją. – Ale czym mógłbyś się zajmować?
– Tym, co mi pani nakaże, pani Potter.
Kobieta westchnęła ciężko, a następnie… usiadła koło Severusa, kiedy ten był zajęty rzucaniem piłki dziecku. Kiedy ten zdał sobie sprawę, że siedzi obok swojej właścicielki, zaczął zmieniać pozycję. Musiał uklęknąć – przecież nie był jej równy!
Ginny Potter wyciągnęła rękę, by go powstrzymać, ale za późno – Snape już klęczał na podłodze, unikając jej wzroku. Westchnęła ponownie.
– Spójrzmy na to od tej strony… zajmujesz się Teddym, bawisz się z nim. Mamy dzięki temu więcej czasu dla siebie, ale… nie powinien się pan profesor zajmować czymś innym? Nie ma pan dzieci… i z tego, co wiem, nigdy się pan nimi nie zajmował.
– Nie jestem pani nauczycielem, pani Potter. Zajmuję się paniczem Lupinem, ponieważ tego sobie życzył pan Potter. Nie zajmowałem się wcześniej dziećmi, ale teraz to mój obowiązek.
– A co poza tym? Teddy nie wymaga przecież zajmowania się nim dwadzieścia cztery godziny na dobę.
– Moim obowiązkiem jest służyć państwu…
Severus skulił się w sobie, gdyż widział, że kobieta jest wściekła.
– Nie masz żadnych innych kwalifikacji? Rzeczy, w których masz większe doświadczenie, niż w zajmowaniu się dziećmi?
Przynajmniej pani Potter przestała mnie nazywać „profesorem” – przemknęło przez myśl Snape’a. Zastanowił się przez dłuższą chwilę.
– Umiem warzyć eliksiry, pani Potter – powiedział wreszcie.

Cdn.

A/N: Za betowanie dziękuję jak zwykle Nyks z forum Mirriel.

———————————————————

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Dodaj komentarz

Filed under My stories, Polski

Dodaj komentarz